sobota, 3 stycznia 2015

MIASTO MIŁOŚCI

     Po wysprzątaniu całego domu i odświeżeniu się, postanowiłam się ubrać. Wszyscy moi goście jeszcze spali  w najlepsze, więc nie było zamieszania. Już sobie wyobrażam Zabiniego: " Ginny, ale się upiłaś! Jak świnia! Wzięłaś chociaż mój żel?Harry, idziemy do pracy, leniu pierdolony! ".
Hah... Ubrałam się, umalowałam i wzięłam dzban wody. Postanowiłam obudzić moich przyjaciół.
Polałam wodę na głowę Ginny.
- KURCZĘ, HERMIONA! - krzyknęła zrywając się na równe nogi. Zachwiała się oczywiście. - Oszalałaś??? - zapytała ciszej patrząc na dzieciaki.
- Chyba nie. Idź weź prysznic bo... zafunduj w tik-taki bo ci jedzie! - zaśmiałam się, za co oberwałam w żebro z łokcia od mojej przyjaciółki.
Kiedy Ginn zniknęła w drzwiach łazienki na palcach podeszłam do Harry'ego, Blaise'a i Cho.
Harry'ego oblałam wodą pierwszego. Wstał, otrzepał się jak pies i zaczął ględzić:
- Jest rano, a ty co? Eghem, nigdy więcej ognistej, nie cierpię ognistej, nigdy więcej ognistej... - mówił tak aż wpadł na Dracona, który burknął coś i dalej spał.
Przyznaję, że jest słodziutki jak śpi. Tak przyznaję i się tego wyrzekam. Kto dalej?
Blaise stanął przede mną bez polewania wodą. Jak wszyscy to wszyscy, Blaisik.
Chlusnęłam mu w twarz tak, że się mało nie zachłysnął tą wodą.
Oblewałam potem każdego po kolei. Cho:
- ZIMNA, ZIMNAA.... Hermi, zimna!
Rona:
- JA PIERDZIELĘ, JA PIERDZIELĘ! CZYŚ TY OSZALAŁA? ROZUM CIĘ OPUŚCIŁ? JA CHCĘ SPAĆ! Miłej nocy panie Pantalonie! DOBRA, WSTAJĘ!
Dracona:
- GRANGER, UDUSZĘ CIĘ...! PRZYSIĘGAM. Harry, masz wodę?
I dzieciaki, które wstały od razu, bez żadnych niepotrzebnych wrzasków.
Weszłam do kuchni i przywitał mnie zapach syropu klonowego, czekoladowego i truskawkowego.
Wszyscy zajadali się " słynnymi goferami Blaise'a Zabiniego jak zjesz z kibla nie wyj-dziesz! " .
- Fajna mała syrenka. - uśmiechnął się do mnie Blaise.
Zajęłam więc wolne miejsce obok Rona i zaczęłam pochłaniać jeden po drugim ( warto dodać, że jestem maniaczką czekolady! Miniaaaam .... ) aż nie zostało prawie nic dla dzieciaków. Nie no, nie jestem taka pazerna. Dla dzieci zostało po jednym... Cho dopieści Olivię, a Annie Leona i Nathalię więc czego się martwić? W przedszkolu jeść dostaną, spokojna każda  rozczochrana. Tak a pro po Annie: Nie zjawiła się po dzieciaki. Co jak co i kto jak kto, ale ona jest chorobliwą babuńką. Chyba każda babcia taka jest. Moja np. Whitney Julia Gold nie chciała mnie puścić na pasterkę, bo " było zbyt ciemno i nie zjadłam pierogów. " Natomiast babcia Brenda nie dawała mi nic innego do jedzenia niż lody, bo " pietruszka jest niedobra, marchew brudna a seler wręcz odpychający. Po co ci wycieli niby te migdałki, wnusiu? No jedz, jedz zanim mamusia przyjdzie i wciśnie w ciebie ten ryż. " Nie wiem czy to była babcina chorobliwość, ale lody domowej roboty babci Brendzi pychotka!
Siak czy owak, Annie przed dziewiątą zjawiła się po dzieci, pogadała chwileczkę i teleportowała się do siebie. Szczęście jednak nie trwało długo; Malfoy wrócił ponownie do Wood Willa z walizą i szyderczym uśmiechem na tej swojej płaskiej gębie. No dobrze, nie płaskiej... bladej jak kość słoniowa gębie. Pasi? Cudnie.
- Dawaj, dawaj Granger. - warknął w moją stronę i wyciągnął z kieszeni jakąś szmatkę w szkocką kratę i kremowym pomponikiem na zwisającym czubku.
- Co to jest, Malfoy? - zapytałam z przekąsem przyglądając się domniemanej szmacie.
- Szlafmyca-świstoklik. - odpowiedział jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Trzymaj to i teleportujemy się do hotelu Monsieur Hirdle. Taki dla czarodziei i te pe te de..
Złapałam szlafmycę, zacisnęłam rękę mocniej na rączce walizki i poczułam przyjemne dla mnie szarpnięcie w okolicach pępka. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam piękny hol utrzymany w ciepłej tonacji; po lewej od wejścia w którym staliśmy była recepcja, po prawej stał mężczyzna  z czymś na wzór lizaka policyjnego. Po środku holu stały dwie małe, beżowe kanapy i stoliczek z kilkoma czasopismami francuskimi. Malfoy złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę recepcji. Kobieta która stała za nią była bardzo ładna; miała duże, fiołkowe oczy, czarne jak smoła, proste włosy za pierś, była szczupła, miała pięknie wykrojone, jakby krwiste usta. Oczywiście duże piersi  i super tonę makijażu.
- Mówisz po angielsku? - zapytał Draco.
Dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła nawijać:
- Tak, proszę pana. - uśmiechnęła się ukazując nam rządek białych jak śnieg zębów. - Nazywam się Madeline i jestem do pańskich usług. Nazwisko? Status krwi? - o to ostatnie zapytała jakby rozmawiała przez telefon z kochankiem - tajemniczo i cicho.
- Dracon Malfoy i Hermiona Granger. - odpowiedział Draco. - Jesteśmy czarodziejami, spokojnie. - dodał nieco sceptycznie patrząc na mnie. - My na delegację.
- Malfoy Dracon pokój numer dwieście - podała mu kluczyk. - Granger Hermiona pokój numer dwieście jedenaście. - podała mi kluczyk i powiedziała jakby tylko do mnie - Wesołej delegacji.
- Dziękuję. - odezwałam się przed windą, bo dopiero tam dotarł sens słów Madeline.
Wsiedliśmy razem z Malfoy'em do niej i słuchaliśmy w ciszy muzyczki.
- Jaki plan na te pięć dni, szefie? - zapytałam przerywając niezręczną ciszę.
- Dzisiaj mamy wolne. - ożywił się Malfoy. - Jutro spotkanie w francuskim ministerstwie w sprawie wymiany Beuxbatons i Hogwartu. Po jutrze wolne, po po jutrze konferencja z włoską szkołą ; Corazón Y Inteligente, a piątego dnia o godzinie piętnastej wyjeżdżamy z powrotem do Wielkiej Brytanii.
Przytaknęłam na znak, że zrozumiałam. W tym samym momencie otworzyły się drzwi windy i wyszliśmy razem z Malfoy'em na korytarz; był prostokątny, przy każdych drzwiach stały wysokie lampy ze złotymi abażurami, ściana była oklejona szmaragdową tapetą, drzwi były natomiast białe jak śnieg ze złotymi numerami nad klamką również złotą. W tym dużym korytarzu było ok. dwustu pokoi.
- Ołołołoooł - mruknęłam kiedy stanęłam przed drzwiami 211. - Mój pokój naprzeciwko twojego?
- Będziesz miała do mnie blisko. - posłał mi buziaka w powietrzu i wszedł do swojego pokoju zatrzaskując drzwi.
Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem i weszłam do mojego pokoju. Odebrało mi mowę.
Naprzeciw od drzwi były drzwi balkonowe z dużymi, jakby srebrnymi i ciężkimi firanami,  po prawej duże łoże małżeńskie ze złotą pościelą  w kwiatki, a obok niego mała szafeczka nocna z dziwną lampką i zegarkiem.  Na środku pokoju leżał okrągły i puszysty beżowy dywan. Ściany były koloru przypominającego miód. Po lewej były drzwi do łazienki.
Postawiłam walizkę przy łóżku i dopiero zauważyłam wielką szafę w ścianie - była nie widoczna gdy stanęło się w drzwiach, a to przez ścianę. Była biało-kremowa, rozsuwana. Weszłam do łazienki - pomieszczenie było nieduże, utrzymane w ciepłej tonacji - ściany były koloru jasnozłotego, naprzeciwko wejścia znajdowała się duża, wisząca i miodowa umywalka nad którą wisiało lustro. Po lewej duża wanna w środku biała - na zewnątrz miodowa. Po prawej natomiast stał sedes i szafeczka - wszystko w kolorze dojrzałego miodu. Ktoś lubi dar od pszczółek.
Ale mniejsza o to.
Rozpakowałam swoje ciuchy, wzięłam długą kąpiel i postanowiłam zwiedzić troszkę miasto. Chociaż byłam już na wakacjach we Francji chcę żeby wspomnienia odżyły. Postanowiłam zobaczyć wszystko na nowo. Ubrałam się luźno ( <-- klik jakby ktoś nie wiedział! ) i wyszłam z pokoju zamykając za sobą delikatnie drzwi. Rozejrzałam się i moim oczom ukazał się ON. Miał na sobie czerwony t-shirt, spodnie rurki - czarne, duży uśmiech na twarzy i ciemne adidasy.
Wreszcie, po miesiącu nieobecności zobaczyłam Olivera! Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Ten wydał ryk radości i pocałował mnie z pasją i niezwykłą namiętnością w usta. Mmmm... smakował karmelem! Kocham go! Moja radość była nie do opisania - Olivera zresztą również.
- Tak za tobą tęskniłem, Hermiono! - szepnął mi do ucha. - Co robisz w Paryżu? - zapytał odstawiając mnie na ziemię.
Pocałowałam go delikatnie w usta i odpowiedziałam:
- Jestem na delegacji. Pięć dni. - uśmiechnęłam się do ukochanego - A ty jak długo jeszcze będziesz we Francji?
- Dzisiaj rano mieliśmy mecz z Perłami z Amiens. Wygraliśmy dziesięć punktów, bo nasz szukający - Patrick Valentine - złapał znicza tuż przed Fredem Belucci. - odpowiedział i zaśmiał się cicho. - Jutro mamy mecz z reprezentacją.
- Przecież przyjechałeś tutaj ze swoją drużyną - Armatami z Chudley. - powiedziałam lekko zdziwiona, że klub ma grać z reprezentacją kraju! - Jakim cudem gracie z reprezentacją Francji?
- No wiesz, skarbie, trasa Armat kończy się dziś. - odpowiedział. - Dzisiaj z naszej drużyny zostaję tylko ja i Drew Goodlove, ścigający. - dodał i pocałował mnie w czoło. - wykorzystamy tę noc?
- Ależ oczywiście. - wymruczałam w odpowiedzi do jego ucha. - Mam dziś wolne... jaki masz pokój?
- Piękny.. - wyszeptał - Numer dwieście cztery. - złapał mnie za rękę. - Może pójdziemy dzisiaj na kolację i spacerek?
- Baardzo mam się wystroić, Oliverze? Czy może baaardzo sexy...? - zapytałam i pociągnęłam go w stronę mojego pokoju.
Oliver zatrzasnął drzwi i popchnął mnie lekko na łóżko. Pocałowałam go zachłannie w usta i po chwili byłam w samej bieliźnie, a o bez koszulki.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich Dracon Malfoy - mój szef.
Gdy tylko nas zobaczył zaśmiał się, rzucił ,, Harry będzie w niebo wzięty kiedy będzie wujkiem po raz trzeci. Tak trzymać, Granger " i wyszedł jak nigdy nic.
Ubrałam się szybko i usiadłam na łóżku obok Olivera.
- Jesteś na delegacji z Malfoy'em? - zapytał cicho.
- Niestety. - odpowiedziałam, pocałowałam go w usta i wypchnęłam z pokoju. - O siódmej?
- Przyjdę po ciebie, Hermi. - pocałował mnie w policzek i ruszył korytarzem do swojego pokoju.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Pieprzony Malfoy! Ten to zawsze musi coś zepsuć!
Spojrzałam na zegarek stojący przy łóżku. Trzynasta trzydzieści! Chyba długo leżałam w tej cholernej wannie... mniejsza o to.
Wygrzebałam w szafie najseksowniejszą sukienkę jaką wzięłam ze sobą. Dobra jedną z tych seksowniejszych - przecież Malfoy sobie tego zażyczył.
Położyłam suknię na łóżku i wyszłam z pokoju. Zgłodniałam.
Weszłam do windy i na moje nieszczęście był tam Malfoy.
- I jak tam seks? - zapytał podchodząc do mnie i całując płatek mojego ucha.
Odepchnęłam go na ścianę windy i posłałam mordercze spojrzenie.
- A co - wypowiedziałam powoli - chciałbyś też? - podeszłam i zaczęłam bawić się jego dłonią.
- Oczywiście. - wyszeptał lubieżnie.
- To wiesz co...? - zbliżyłam swoją twarz do jego - Idź poszukaj sobie jakiejś dziwki.
Drzwi do windy rozsunęły się i wyszłam jak najszybciej do holu.  Podeszłam do recepcji i zwróciłam się do kobiety zastępującej Madeline - miała krótkie, czarne włosy, szare oczy i zadarty nos z kilkoma dużymi piegami na czubku.
- Przepraszam... - zaczęłam, ale kobieta mi przerwała wołając za siebie;
- Madeline..! Made! Le..
Nie dokończyła słowa którego wypowiadanie zaczęła.
Madeline wyszła zza rogu i uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Priscilla - kobieta spojrzała na Madeline z odrazą. - Spadaj.
Czarnowłosa, która jak się okazało ma na imię Priscilla, prychnęła i zniknęła dokładnie tam, skąd wyszła na recepcję Madeline.
- O, witaj... Hermiono? - uśmiechnęła się stając na przeciw mnie.
- Tak, cieszę się, że zapamiętała pani moje imię. - odwzajemniłam uśmiech.
- Proszę, mówmy sobie po imieniu - zaproponowała Madeline - Lubię gości z Wielkiej Brytanii, jestem na wpół Szkotką.
- Okej, tak więc Madeline - zaakcentowałam jej imię, co wywołało na jej twarzy grymas... chyba chciała zachichotać. - gdzie tutaj jest restauracja?
- Korytarzem na lewo od windy i dojdziesz do drzwi wejściowych. - odpowiedziała. - Mam przerwę, może zjemy coś razem?
- Towarzystwo mi się przyda. - zgodziłam się chętnie.


                                                                   




♥**♥**♥**♥**♥




Całe popołudnie spędziłam w towarzystwie Made, barmana Jeana ( wysoki, brunet o niebieskich jak ocean oczach. ) i kelnera Fredericka ( w miarę wysoki, rudy z zadartym noskiem i czarnymi oczami ).
Oczywiście wymieniliśmy się numerami i ok. 16 poszłam szykować się do randki z Oliverem.
16.00
Wzięłam długą kąpiel z bąbelkami i umyłam włosy, które jeszcze bardziej zakręciłam.
17.15 
Pomalowałam paznokcie i zaczęłam grzebać w szafie. Zgubiłam chyba buty! Denerwowałam się jak przed pierwszą randką z Ronem na siódmym roku w Hogwarcie.
17.46 
Umalowałam się i postanowiłam trochę poczytać.
18.30 
Ubrałam się i postanowiłam na balkonie poczekać na Olivera.
19.02
Wreszcie idę!
 Oliver zabrał mnie na kolację do jednej z najlepszych czarodziejskich restauracji w całym Paryżu - Restaurant magique : aiment vivre dans la ville de l'amour.  
Aiment vivre dans la ville de l'amour może i jest najlepszą restauracją w Paryżu, ale też cholernie drogą. Jednak postanowiłam lekko obciążyć tym wypadem budżet domowy i zamówiłam na przystawkę sałatkę z koziego sera, na danie główne Cassoulet, a na deser lody waniliowe.
Po zjedzonej kolacji Oliver zapytał mnie:
- A co zrobiłaś z moimi dziećmi?
- Leonek i Nathalia są u Annie. - odpowiedziałam lekko speszona.  - A co?
- Nic, zastanawiam się tylko... Roxy po znajomości załatwiła sobie pracę u jakiegoś adwokata. - odpowiedział - Chce wrócić do kraju i zabrać do siebie Nath.
- Przepraszam, co? - spytałam z niedowierzaniem - Przecież Roxy przez... dzieciaki nie widziały jej przez chyba trzy lata! A ona nagle wraca i chce je zabrać do siebie?!
- Nie chce. - pokręcił głową Oliver - Ona chce tylko córkę. - dodał opadając na krzesło.
W jego oczach dostrzegłam niepokój i bezradność.
- Nie pozwolę ich rozdzielić. - wypaliłam. - Myśli, że jak wyśle im na święta pocztówkę to staje się ich matką i może nam dzieciaki odebrać?! Ona chyba ocipiała, jeśli ma w głowie coś takiego.
- Ona zawsze była jakaś  dziwna. - zgodził się Oliver.
- To po co się z nią związałeś? - zapytałam się w myślach. - Nie ważne. Dziecka jej nie oddamy. - powiedziałam stanowczo.
Nim się obejrzałam staliśmy przed moim pokojem.
- Będziemy walczyć o Nath? - spytałam.
- Będziemy - obiecał.
Wpadliśmy do mojego pokoju i zaczęliśmy się całować. Dawno tego nie robiłam! Od miesiąca!
Kiedy próbowałam dobrać się do spodni Olivera, ten odskoczył jak oparzony i powiedział jedno zdanie przed wyjściem i trzaśnięciem drzwiami :
- Nie stoi mi i mam chorobę weneryczną. - wyszedł.
Ale przecież... w południe prawie... co?!
Nie stoi mi... rozumiem, ale tabletki są! ...i mam chorobę weneryczną. 
Dawno nie uprawiałam seksu, więc facet który tutaj wejdzie będzie mój! Zdradzę Olivera, ale on zdradził mnie. Pewnie był na dziwkach... Bo niby skąd weneryczna choroba?
Drzwi otworzyły się i stanął w nich Malfoy.
- Granger, chciałem ci tylko przypomnieć, że...
Pocałowałam go zachłannie i zatrzasnęłam nogą drzwi.
Zdjęłam z zdezorientowanego mężczyzny spodnie i koszulę.
Pocałowałam go.
Zaczęłam seks oralny; zassałam porządnie żołądź jego męskości. Jęknął. Kiedy zaczęłam bawić się nim rękoma wyjęczał:
- Co to znaczy..?
Pocałowałam go nie przerywając pieszczot. Czułam, że zaraz będzie miał orgazm.
- Teraz będzie tak już zawsze.. - odpowiedziałam nie zastanawiając się nad sensem tych słów.
Po jeszcze dwóch orgazmach wreszcie we mnie wszedł: jednym mocnym pchnięciem.
Zaczęłam jęczeć z rozkoszy. Usiadłam na nim i zaczęło się na maksa ; uwielbiam pozycję " na jeźdźca " . Po kilkunastu minutach nieprzerywanego seksu opadłam na poduszkę obok mojego partnera na tę noc.
- Jesteś niesamowita, Hermiono - zwrócił się do mnie i usnął.
Uśmiechnęłam się. Oczywiście, że jestem!




♥**♥**♥**♥**♥


Przebudziłam się. Otworzyłam oczy i przewróciłam się na bok. Obok mnie leżał Dracon.
Chciałam zacząć wrzeszczeć, ale przypomniałam sobie, że sama zaciągnęłam go do łóżka.
Delikatnie zsunęłam się z łóżka, wzięłam czystą bieliznę i weszłam do łazienki. Nalałam gorącej wody i weszłam do niej. Odpłynęłam. Ale nie dosłownie!
Po dziesięciu minutach ubrałam się w bieliznę i wyszłam do pokoju.
Dracon siedział już na łóżku cały goły i patrzył na mnie.
- Możesz iść do łazienki. - poinformowałam go podchodząc do szafy.
Ten podszedł do mnie i wyszeptał do mojego ucha:
- Powiedziałaś, że już zawsze tak będzie... dlaczego?
- Bo Oliver był na dziwkach i ma chorobę weneryczną. - odpowiedziałam wyjmując ciuchy. - Ale to nie będzie... to będzie niezobowiązujący seks.
- Amm... czyli mamy mały romansik?
Pocałowałam go w usta.
- Jesteś teraz moim kochankiem. - powiedziałam. - Mamy romans, i przyznaję się do tego.  Po powrocie na mnie czekaj.
- W sensie?
- Chcę zostawić Olivera. - powiedziałam z lekkim wahaniem w głosie.
- Dlaczego? - Dracon spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Bo mnie zdradzał na tych swoich pieprzonych wyjazdach. - odpowiedziałam wciągając na siebie małą czarną.
- Ty też go zdradziłaś.
- Ale on zaczął! - tupnęłam nogą jak Nathalia.



----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
     Cześć, czy mogę was zjeść? 

Nie, żartuję! Spokojnie! Rozdział pojawił się w terminie, jak dla mnie jest dość długi - ale nie bardzo. Mam nadzieję, że wam się spodobał (: Jak tam wasze postanowienia noworoczne? Ja nie mam ich... bo ja ich nie dotrzymam! Ktoś pisał, że się ze sobą prześpią. Gratuluje, ale to nie będzie historia z Happy Endem. Ale nie zdradzę zakończenia, które mam już w głowie. 
Powiem, że zrobię dwie części opowiadania - I -obecna- I love you so much, Oliver, i II - Dziękuję ci za ten piękny dar.
Pierwsza część będzie miała z dwanaście - piętnaście rozdziałów, a druga od piętnastu do dwudziestu paru...  :D
Dobra - nie przedłużając... komentujcie - doceniacie!                                              Susan 


czwartek, 1 stycznia 2015

LIEBSTER AWARD

NA WSTĘPIE CHCIAŁAM PODZIĘKOWAĆ MOJEJ KOCHANEJ DWIESTRONYSWIATA
ZA NOMINACJĘ. DZIĘKUJĘ KOCHANA.♥


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


Ja po raz kolejny chcę podziękować DwieStronySwiata. Link do jej bloga jest powyżej napisany kursywną (:



1. Jaką postać z HP lubisz najbardziej?

Hmmm.... Nie wiem. Nie mam takiej którą lubię najbardziej. Mam takie pięć: Albus, Severus, Harry, Hermiona i Ginny. Jeżeli mam wybierać to stawiam na Sev'a. Chociaż uwielbiam wszystkich!



2. Dlaczego akurat Dramione?

Draco Malfoy jest słodki, a Hermiona.... Oni są przeciwieństwem siebie. Ona spokojna, uwielbia się uczyć. On największy Casanova w historii Hogwartu załatwiający wszystko poprzez nazwisko i słodki uśmiech. Takie coś nigdy nie wydarzyłoby się w powieści autorstwa Rowling, więc dla mnie to jest coś najlepszego na świecie - wymyślanie własnej historii. Fakty mogą się nie zgadzać, ale to w końcu FanFiction! Ta para jest do siebie totalnie niedopasowana. To taki wymysł, mogę wysilić szare komórki - zły charakter i dobry kochający się. To zdarza się tylko w opowieściach autorstwa nastoletnich bloggerów, którzy marzą o wydaniu własnego dzieła, lub piszą bloga dla relaksu. Ja pisze to dla własnej przyjemności - Dramione to mój ulubiony parring i najmniej prawdopodobny w oryginalnej wersji ( HP ) i to dlatego tyle bloggerów wybiera jego. 



3. Pamiętasz pierwszą książkę, która wpadła w Twoje ręce? 


Tak poza lekturami szkolnymi to tak - była to Pollyanna autorstwa Frances Hodgson Burnett. Pamiętam tę książkę do dziś, a minęło już troszkę czasu... (: Uwielbiam czytać dla własnej przyjemności, bez przymusu. 




4. Od jak dawna zajmujesz się blogowaniem?


Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Miałam kilka kont i blogów przed tym. Kiedy zaczynałam jedną z moich pierwszych opowiastek było Nadie es perfecto. Y sombre todo Slytherin. Nie dawno to się zaczęło, ale czuję jakbym robiła to od wieków! Niestety nie skończyłam tego bloga ;( Można troszku poczytać : 
http://dramione-wielka-milosc.blogspot.com/




5. Dlaczego akurat Fanfiction z HP?

Kocham opowieści o Harrym! Kiedy przeczytałam ostatnią książkę z tego cyklu prawie się popłakałam, że więcej nie będzie. Moim zdaniem Rowling powinna coś napisać jeszcze. Słyszałam, że pierwszy rozdział kolejnej książki wyciekł do netu i Rowling przestała pisać. Nie wiem czy to prawda, ale jakbym spotkała tego co to zrobił tobym mu ku**a nagadała. Nie ma lepszych książek niż Harry Potter! Jestem po prostu jedną z wielu fanek, które chciałyby poczuć się jak sama Joanne Kathleen Rowling choć przez moment. 




6. Możesz opisać siebie w kilku słowach?


Spróbuję: Na zewnątrz chłodna, a w środku wrażliwa. Arogancka, bezczelna, sarkastyczna, władcza, wygadana, złośliwa i źródło wiedzy na lekcjach dla kumpli. Uwielbiam zwierzęta - nie cierpię mięsa, bo dla mnie to okrucieństwo pozbawiać te bezbronne istoty życia! Czasem zdaje mi się, że nie pasuję do mojej rodziny.  Psychofanka pana Pottera, dr House'a, Małego Lorda i Domu Tajemnic. Nie należę do osób wierzących, jestem realistką, a czasem wręcz pesymistką. Sangwiniczka z którą liczy się cała klasa i większość szkoły. Potrafię dokuczyć ^^ Nie jestem zbyt miła, gdy patrzy się na mnie z boku, ale moi przyjaciele znają mnie naprawdę - przy nich jestem inna. Nadal arogancka, bezczelna i wygadana, ale jednak inna. Przy nich chłód znika i zastępuję go coś w rodzaju ciepła. Przy nich jestem komikiem. Trzeba mnie poznać. Nie ocenia się książki po okładce.



7. Co w sobie lubisz a co uważasz za wady?

Lubię - to, że jestem pyskata, kreatywna, wygadana i potrafię się postawić, co większości ludzi sprawia wielki kłopot. Nazywam ich słabymi. Dla mnie uleganie wszystkiemu i wszystkim to czysta słabość, podobnie jak niewytrzymywanie w obietnicach postanowieniach.
Wady - jestem leniwa, moja arogancja, bezczelność, sarkazm i złośliwość często wpędza mnie w kłopoty, ale też ratuje. Jednak lenistwo to jest moja największa wada - czasem wręcz trzeba mnie wiadrem wody polewać, żebym wstała (: Boże, czego wy się o mnie dowiadujecie...? Pewnie teraz macie nie za zgorzkniałą ateistkę, pesymistkę i ohydną sangwiniczkę. Matko, jestem kopią Grega House'! Mam prawie wszystkie jego cechy... brakuje mi tylko laski z płomieniami i motoru.




8. Lubisz postacie o których piszesz? Czy może wolisz zmieniać ich cechy?

Nie lubię w nich wszystkich cech, ale do większości nic nie mam. W Ronie nie zmieniam prawie nic, Harry jest jaki jest, Ginn to Ginn, Blaise... o nim nie ma za wiele w książce, więc sama kreuję te postać. Cho robię na wzór miłej kobiety, którą jest. W Draconie zmieniam tylko przyzwyczajenia wpajane mu przez Lucka, a w Hermionie zmniejszam zamiłowanie do ksiąg i nauki.




9. Masz zamiar kiedyś napisać książkę?

Tak, mam zarysy powieści.



10. Gdybyś mógł wybrać czytanie w myślach lub panowanie nad czyimiś myślami co byś wybrał? Dlaczego?


Czytanie w myślach - dowiedziałabym się co ludzie o mnie myślą, kiedy kłamią. Lubię szczegóły ;) Poza tym, wolałabym żeby ktoś czytał co mam w głowie, niż w niej grzebał.



11. Myślisz, że postacie J.K. Rowling mogli wierzyć w Boga?

Mugolaki i Harry zapewne. Czarodzieje wierzą w Merlina!

( Ja osobiście jestem wyznania Merlińsko-Gandalfowskiego. )






Nominuję:

Kochałem ją na przekór rozumowi, obietnicom, jej szczęściu, przeciw każdym możliwym przeszkodom
Pokochaj Draur 


Wiem, że mało, ale ja nie czytam, aż tak dużo blogów aktualnych. Wczytuję się w zakończone.


Moje pytania:


1. Napiszesz coś o sobie?
2. Gdybyś mogła wybrać, którą postać zagrałabyś w swoim ulubionym filmie, jaka by to była?
3. Ile miałaś lat, gdy przeczytałaś po raz pierwszy powieść J.K. Rowling?
4. Który cytat z Harry'ego Pottera ma dla ciebie najbardziej zrozumiałe przesłanie?
5. Czy czasem używasz okrzyków typu " na gacie Merlina! " lub " na Merlina! " ?
6. Gdybyś była animagiem jakim zwierzęciem byś była, i jaki kształt miał y twój patronus?
7. Jaka jest twój ulubiony nauczyciel z HP?
8. Jaka jest twoja ulubiona książka?
9. Komedia czy Horror?
10. Chciałabyś wydać kiedyś własną książkę?
11. Wierzysz w Boga, Merlina czy Gandalfa? ( ;p  ja w dwóch ostatnich )






Susan 



poniedziałek, 22 grudnia 2014

ANNIE WOOD I KOLACJA

     Malfoy dał mi wolne, więc postanowiłam trochę odpocząć. Pusta rezydencja, kieliszek wina i spokojna muzyczka. Tego mi było trzeba. Dawno już nie miałam chwili dla siebie. Nawet tak krótkiej jak ta. Głupia zaczęłam znów myśleć. NIE MYŚL, HERMIONA, NIE MYŚL! - to nic nie dało. Co się stanie z dziećmi? Przecież Oliver ma dwa mecze we Francji, moi rodzice... no cóż. Oni nie odzyskali pamięci, pomimo moich wszelkich starań. Razem z Harrym, Cho i Ginny po wojnie wyruszyliśmy do Australii. Wysłałam ich do Sydney, więc tam się ich spodziewałam. Miałam rację.
Cho szukała zaklęcia przywracającego pamięć, ja i Harry szukaliśmy rodziców na lądzie, a Ginny obdzwaniała ze sto szpitali, hotelów i motelików dziennie. Pewnego dnia kiedy Cho była na przechadzce po parku ( kazaliśmy jej siedzieć w kiblu i szukać rozwiązania, no sorry ) zobaczyła moich rodziców, których jej wcześniej opisałam. Kiedy tylko dostałam od niej telefon o mało nie zabiłam Harry'ego, bo z takim impetem ruszyłam we wskazanym kierunku. Jednak zaklęcie było zbyt silne. Rodzice zostali w Sydney, Harry i Cho zaczęli planować ślub, Ginny zajmowała się schorowaną matką, a Oliver mnie pocieszał. To dlatego się tak marnuje... w dziękczynieniu, że był ze mną w tych trudnych chwilach. Wracając do mojego problemu z dzieciakami; Potterowie nie mogli się nimi zająć, bo pracują, Ginny i Blaise... cóż. Blaise nie cierpi Nathalii, a Ginny ma  jakiś staż. Jedynym moim ratunkiem jest Ron. Wstałam, wyjęłam z torebki telefon i zadzwoniłam.
- Ronald Weasley, słucham? - odezwał się piskliwy, kobiecy głos.
- Ron, wiem, że nie masz sekretarki. - zaśmiałam się.
- O, Hermiona.. cześć!
- Ron, miałabym do ciebie prośbę. - zaczęłam.
- Proś o co tylko zechcesz, Hermiono. - powiedział z lekką wyniosłością.
- Zaopiekowałbyś się przez pięć dni Nathalią i Leonem? - zapytałam szybko.
- Przecież ci powiedziałem - zaśmiał się - proś o co tylko zechcesz, Hermiono, ale nie o niańczenie dzieciaków Wood'a.
- Czemu?
- Bo Leon jest popierdolony, a Nathalia zżarła mi całe ciasto!
Zaśmiałam się. Pieprzony łasuch!
- Dobra, pa... łasuchu. - zanim zdążył odpowiedzieć rozłączyłam się.
Czyli klapa. Pozostaje mi tylko Annie. Oczywiście miałam numer do matki Olivera, ale nie przepadałyśmy nigdy za sobą. Zrezygnowana zadzwoniłam.
- Słucham? - skrzekliwy głos mało nie rozerwał mi bębenka.
- Annie? Hermiona z tej strony. Mam jutro wyjazd służbowy, a Olivera nie ma. - powiedziałam zanim Annie się rozgadała - Możesz zająć się Leonem i Nathalią?
- No mogę... - westchnęła. - Przyjadę po nie jeszcze dziś. O której wracają?
- A która jest?
- Dwadzieścia po czternastej.
- Za dziesięć minut Cho je przyprowadzi. Czekam. Pa.
Ale się wrobiłam! Za dziesięć minut będzie tutaj matka Olivera... przebrać się, przebrać się!!!
Pobiegłam do sypialni taranując po drodze dzban z wodą. Posprząta się później...
Zaczęłam przebierać w szafie. Dobra, mam! Super dziwny strój idealnie dla mamy Olivera.
Usłyszałam trzask teleportacji. Wzdrygnęłam się i wyszłam czym prędzej do salonu.
- Hermiono, co ci się stało? - zapytała Cho, gdy tylko mnie zobaczyła.
- Matka Olivera. - odpowiedziałam krótko - Cześć Olivia, co u ciebie?
- A wszystko w porząsiu, ciociu. - odpowiedziała śliczna brunetka uśmiechając się - Ładny strój. - dodała z nutką kłamstwa w głosie.
- Przestań, wiem... ohydny, ale muszę go nosić podczas wizyty babci Leona i Nathalii. - powiedziałam z westchnieniem. - Dziękuję, Cho. Ale przez kilka dni dzieciaki będą u Annie, więc nie musisz ich odbierać. Jak wrócę, to cię poinformuję. Odpoczniesz chwilę.
- Czy ciebie Bóg opuścił, Hermi? - zapytała z uśmiechem na twarzy. - Uwielbiam te maluchy! Szkoda, że nie będę mogła ich odbierać. - pogłaskała Leona po główce.
- Leonie i Nathalio - rozległ się skrzekliwy, chłodny głos Annie Wood. - Spakujcie się.
Dzieciaki jak na komendę zwiały na górę. Nie sorry musiałam wam to zrobić, Woodziątka!
Naprawdę, Leonie, przepraszam... Nathalio, wypchaj się tą twoją Bobovitą, którą tak jesz u babuni.
- Dzień dobry, Hermiono. - zwróciła się do mnie; miała trójkątną twarz z wieloma pieprzykami i pryszczami, żółtawe oczy, garbaty nochal i wąskie usta. Ciemnozłote włosy miała spięte w ciasny koczek, a na sobie miała jakąś bluzę, legginsy i buty na małym obcasie. Ja pierdzielę. - Ładny strój... mojej babci? - zaśmiała się.
- To ja już pójdę, do zobaczenia Hermi. - przypomniała o sobie Cho i teleportowała się razem z Olivią do restauracji.
-  Nie, ale pamiętam jak mnie ostatnio znoiłaś, Annie, za mój strój. Teraz ubieram się tak. - powiedziałam złośliwie. - Leonku! Nathalio! - krzyknęłam - Babcia czekaa!!
Leon niechętnie wyszedł ze swojego pokoju. Widziałam to po jego minie i bardzo mnie to zabolało; wiedziałam jak młody nie cierpi matki ojca. Widziałam w jego oczach smutek. Nic nie mogłam zrobić. Bo co? Nie wezmę go do Paryża bo się szefuńcio obrazi. A Olivera nie ma. Było mi przykro patrzeć jak razem z uśmiechniętą Nathalią i Annie teleportują się do starej rezydencji Woodów.
Było mi przykro, ale postanowiłam się tym nie zamęczać. Spakowałam się, przygotowałam pyszną kolację i zaprosiłam Potterów, Ronalda i przyszłych Zabinich. Dobrze mi zrobi ich towarzystwo.
Przebrałam się szybko. Dawno nie miałam okazji aby porozmawiać z Harrym albo Cho. Olivia pewnie namówi rodziców, żeby wzięli do mnie jej pieska rasy Shih Tzu, Elizabeth. Jak Cho się nie zgodzi to Liv zawsze idzie w stronę Harry'ego z miną smutnej Elizabeth. Ten zawsze ulega, typowy ojciec! Phi!
Rozległo się pukanie do drzwi. Szybko położyłam ostatni talerzyk i podbiegłam do drzwi.
- Cześć Hermiono! - powitał mnie chórek w postaci Harry'ego, Rona, Ginny, Blaise'a i Cho.
Uśmiechnęłam się i przepuściłam ich w drzwiach.
- Liv, masz Elizabeth? - zapytałam córeczkę Harry'ego, która chowała się za drzewkiem posadzonym przy drzwiach do domu. - Skarbie, wychodź! - powiedziałam tupiąc. - Jest zimnawo... proszę?
Zza krzaków nie wyszła tylko Olivia. Towarzyszyła jej Elizabeth i ojczulek chrzestny roześmiany, z wielkim bananem na twarzy.
- Malfoy? - zapytałam otwierając usta.
- Zamknij buzię, ciociu, bo ci mucha wleci! - pouczyła mnie Olivia i wyminęła w drzwiach.
- Byłem u kuzyna, więc mnie przy okazji zaprosił. - poinformował Dracon łapiąc mnie za rękę i ciągnąc do środka.
Każdy zajął już miejsce; Harry, Cho i Ginny siedzieli po jednej stronie stołu, na przeciwko nich Ron, Blaise i Olivia wraz z Elizabeth. Mi i Malfoyowi przypadły miejsca na przeciw siebie.
- Przepraszam za kłopot z Draco. - powiedział lekko zmieszany Harry. - Był u nas i...
- Och, nie tłumacz się! - przerwałam mu. - Gość w dom, Bóg w dom. Powinnam jeszcze napisać do Annie, żeby przysłała mi tutaj Leona i Nathalię. Przecież Olivia nie będzie się bawić sama, prawda? - zwróciłam się do dziewczynki.
- Oczywiście, ciocia! Niech Leon też będzie. - zarumieniła się lekko.
- Uuuu.... widzę, że ktoś tu się zakochał. - zaśmiał się Ronald.
- Przestań, Ron! - zganiła go Ginny. - Chcesz żeby nam tutaj Harry padł na zawał?
- One tak szybko dorastają... - szepnął Harry załamującym się głosem. Cho poklepała go po ramieniu, a ja skończyłam pisać list do matki Olivera :



Droga Annie! 

     Zrobiłam dziś kolację i zaprosiłam przyjaciół. Mogłabyś za pomocą sieci Fiuu przysłać na kilka godzin Leona i Nathalię? Powiedz im proszę, że jest Olivia Potter wraz z Elizabeth. Oni będą wiedzieli o co chodzi. Odeślę Ci ich, Annie.                                    
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam Cię
za kłopot,
                                                      Hermiona Jean Granger 





Pobiegłam na górę do pokoju Olivera i przywiązałam liścik do nóżki Stewardessy, sowy mojego narzeczonego. Bardzo ładne imię, Stewardessa.... hmmmm, skąd on je wytrzasnął?
Olałam te głupie pytania i zeszłam na dół. Przecież mam gości!
Nagle z kominka buchnął zielony płomień i wyszli Leon wraz  Nathalią trzymająca go za kołnierz.
- Nath, co się dzieje? - zapytałam podchodząc do rodzeństwa i szarpiąc dziewczynkę aby puściła kołnierz brata. - Puść go, cholero!
- Ale to on zaczął, Hermiono. - warknęła tupiąc nogą.
- Co znowu zrobiłeś? - zapytałam wskazując głową na kąt w którym bawiła się Olivia.
- Tylko powiedziałem, że ma coś nie po kolei. Mogę iść do Liv?
- Tak.
- OLIVIA! - pomachał do dziewczynki, która zerwała się na równe nogi.
- Cześć, Leonie! - uśmiechnęła się. - Choć, zapraszam... pobawisz się ze mną i Elizabeth?
- Z tobą zawsze. - ruszył w jej stronę, a Harry poszedł do kuchni po dodatkowe dwa krzesła.
Cho rozsunęła stół ( mam rozsuwany ^^ zaciesz ) i dołożyła tam talerzyki.
- Ale zapachy... - mruknął Harry przychodząc z krzesłami. - Zgłodniałem!
- Zaraz będzie. - poinformowałam Harry'ego i ruszyłam w stronę kuchni.
- Czekaj, pomożemy ci! - krzyknęła Ruda.
Po chwili wszystkie trzy zaszyłyśmy się w kuchni.
- Chyba trzeba zanieść wino. - zastanowiła się na głos Ruda. - A może piwko...?
- Raczej wino, bo Olivia potrafi wypić cały kufel piwka Harry'ego.
- No nie chcemy przecież dzieci upijać. Haha! Ale siebie... jak najbardziej.!



♥**♥**♥**♥**♥





       Rany boskie moja głowa! Podniosłam się i momentalnie tego pożałowałam.  Wszędzie ciemno tylko na dworze lampy świecą. Pewnie jest noc,  pomyślałam. Rozejrzałam się i to co zobaczyłam... to był horror dla Perfekcyjnej Pani Domu! Obok mnie leżał Harry przytulający się do Blaise'a, który potraktował plecy Cho jako poduszkę, przy stole z głową na nim odpłynęła Ginny, Olivia, Leon i Nathalia jakoś pomieścili się na kanapie, Ron spał pod kanapą a obok niego siedział Dracon. 
- Co się kurwa dzieje? - zapytałam sama siebie i z wielkim, BARDZO WIELKIM trudem wstałam i doszłam do kuchni. Zapaliłam światło i zobaczyłam z dwieście butelek po piwie, winie, ognistej i wódce. Spojrzałam na zegarek; druga w nocy. A przecież miałam odesłać Leona i Nathalię! Annie mnie zabije... Jezu Nazarejski... jeny! Zapraszam na pogrzeb. 



sobota, 6 grudnia 2014

SUKA

       Wstawanie rano było i jest nadal moją udręką. Zawsze musiałam wstawać o szóstej rano, choć do pracy mam dopiero na dziesiątą. Dlaczego? Trzeba wyszykować Leona, znosić humory Nathalii i jeśli jest Oliver również podać śniadanie do łóżka. Nie powinnam żyć.
 Bycie marną służącą swojego narzeczonego i jego córki ( Leon jako jedyny traktował mnie z należytym szacunkiem. Święte dziecko! )  jest do niczego i nikomu tego nie życzę. Nawet pannie Parkinson, którą czasem spotykam na stołówce, gdzie ona pracuje ( ! )

       Podeszłam do szafy i wygrzebałam z niej strój do pracy




Kiedy się ogarnełam ze smutkiem spojrzałam w lustro w mojej łazieneczce. Znów ten sam, monotonny dzień... znowu narzekanie Nath, która nie cierpi mnie dla zasady. Zastrzelę się.
Weszłam do pokoju Leonka. Chłopiec spał jak zabity. Jego brązowo-blond włosy opadały na jego piękną twarzyczkę. Uśmiechnęłam się i rozejrzałam po pokoju;  średni, kwadratowy z niebieskimi ścianami w samolociki, łóżko na przeciwko wejścia, biurko po lewej, kącik zabaw i szafa po prawej. Jego królestwo. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej ubranka dla chłopczyka;




Spojrzałam na niego ostatni raz gdy położyłam ciuchy na oparciu krzesła od biurka i wyszłam z pokoju zostawiając otwarte drzwi. Podeszłam do drzwi po prawej z serduszkiem na klamce i przekręciłam gałkę. Weszłam do różowego królestwa wrednej Nath - łóżko stojące po lewej od wejścia zajmowała piękna dziewczynka z blond loczkami; po prawej biurko i szafa  a resztę pokoju zajmowały zabawki i stoliczek z kilkoma krzesłami. Również podeszłam do szafy. Dziewczynka drgnęła, ale nie przebudziła się. Wyjęłam dla pociechy Olivera ciuszki, które położyłam na stoliczku;

\

Skrzywiłam się i wyszłam zostawiając otwarte drzwi i uchylone okno. Zeszłam na dół, przeszłam przez salon i ruszyłam w stronę kuchni. Szybko zrobiłam jajecznicę na bekonie i posmarowałam ciemny chlebek masełkiem dla Leonka i postawiłam talerzyk na stole przy stałym miejscu chłopca. 
Szybko zrobiłam również dwie kanapki z pomidorem dla Nathalii i również postawiłam talerz przy stałym miejscu dziewczynki. Nalałam do zielonych szklanek we wzorki soku dyniowego i ruszyłam na górę aby dobudzić dzieciaki. 
    Leon jak zwykle siedział na łóżku ubrany i czekał na mnie. Kiedy tylko mnie zobaczył podbiegł do mnie i włączył światło. 
- Cześć Leonku, jak się spało? - zagadnęłam patrząc na niego z uśmiechem. 
- Siema Hermiona - przybił mi piątkę - Spoczko, a tobie? Co dziś na śniadanie, głodny jak smok...
- Ty zawsze jesteś głodny. Dla ciebie jajecznica na bekonie. Leć jedz zanim wystygnie. 
Chłopiec wyminął mnie i zbiegł po schodach. Zamknęłam drzwi do jego pokoju i weszłam do księstwa Nathalii, która spała w najlepsze. 
- Nathalia! - krzyknęłam zapalając światło. Dziewczynka podniosła się z łóżka i spojrzała na mnie spode łba. - No wstałaś, malutka. - zaśmiałam się - Ubierz się szybko. Jak ci się spało?
- Wiem, że mam się ubrać, Hermcia - czyli dobry humor. - Ale wolę chwilkę jeszcze... pospać. - opadła na poduszkę, a ja usiadłam na jej łóżku. - Wstań, bo się spóźnisz do przedszkola! Przygotowałam dla ciebie śniadanie, które Leon zaraz ci zje. Szybko, szybko!
Wyszłam z pokoju dziewczynki, która zaczęła zdejmować swoją piżamę. 
    Zmęczona zeszłam na dół i zrobiłam sobie kanapkę z serem. Przeżuwałam ją powoli, tak żeby godzina minęła szybko. Po chwili Nathalia zeszła z góry i zaczęła pochłaniać swoje śniadanie.
Leon zmył po sobie naczynia i pobiegł do łazienki, żeby rozebrać się, wziąć szybką gorącą kąpiel ( trwała ona zawsze ok. 10 minut ) umyć ząbki, twarz i ubrać się znowu. 
    Nathalia zostawiła talerz i podeszła do drzwi łazienki. 
- Ciekawe co teraz zrobi. - zapytałam szeptem sama siebie obserwując dziewczynkę z drzwi kuchni.
Nath zaczęła walić pięściami w drzwi łazienki. 
- Czego?!? - rozległ się zdenerwowany, jedwabisty głos Leona. 
- Wynocha z kibla, idioto! - odpowiedziała mu Nathalia. 
- Już! Nie sikaj! - warknął Leon - Jeszcze tylko zęby i wychodzę. Daj trzy minuty, Nathalio! 
- Masz dwie minuty. 
- Nathalia, przestań natychmiast. - zgromiłam ją. Boziu, jak ja nie cierpię tego bachora! - Nie decyduj! Idź lepiej na górę spakuj do  plecaczka obrazek. Zapomniałaś, co?
- Skąd wiesz? 
- Bo leży na biurku, mała mądralo! - pokazałam jej język i wskazałam palcem na kręte schody. 
- Idę. - mruknęła zmieszana i weszła na górę. 
W tej samej chwili z łazienki wyszedł gotowy Leonek.
- No i gdzie ta krzykaczka? - zapytał mnie. 
- Wysłałam ją po obrazek, Leonku. Idź po swój plecak, trzeba tam spakować drugie śniadanie. 
- A co mi dasz? - zapytał z zaciekawieniem. 
- Kanapkę z szynką, jakiś batonik i soczek. - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę kuchni żeby przygotować dwa takie śniadania; jedno w czerwonym pudełeczku a drugie w czarnym. 
Usłyszałam szum wody. To Nath poszła wziąć szybciutką kąpiel. 
Leon zniósł dwa plecaki; swój i Nath. 
- Zapukaj do siostry i powiedz, że już się ubierasz. - poleciłam mu. - Nałóż trampki i kurtkę. Czekajcie na mnie. 
Spakowałam wszystkie rzeczy dzieciaków do ich plecaczków i dałam ich chwilkę na ubranie się. 




                                                                  ***************





Kiedy zaprowadziłam dzieciaki do przedszkola, udałam się wcześniej o godzinę do pracy, żeby popracować jeszcze nad detalami jednego z raportów. Mój gabinet znajdował się w środku pomiędzy ośmioma innymi. Stało w nim biurko z krzesłem, malutka sofa i stoliczek oraz kilka roślinek. Kolor ścian był fioletowy, a dywanik czarny jak smoła. Obok mojego biurka znajdowały się drzwi - drzwi do gabinetu szefa całego Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, Dracona Malfoy'a. Taaak.... ja pierdzielę, nawet po Hogwarcie w pracy muszę znosić jego humory. 
Położyłam torebeczkę na sofie i usiadłam za biurkiem, na którym leżał raport wczorajszy. Wyjęłam pióro z szufladki i zaczęłam dopisywać coś tam i ówdzie. Nagle zza drzwi gabinetu mojego PRZEŁOŻONEGO dobiegły mnie dwa głosy; Malfoy'a i jakiejś kobiety. 
Drzwi otworzyły się z hukiem i wyleciała z nich jak burza Astoria Greengrass. Draco stanął w drzwiach i krzyknął za nią tylko jedno:
- SUKA! 
Spojrzałam na niego z odrazą z jaką czasem patrzałam na Olivera. 
- A ty męska dziwka. - mruknęłam pod nosem nadal obserwując blondyna, który powoli odwracał się w moją stronę. 
- Słyszałem. - powiedział łagodnie i ruszył do swojego gabinetu. - Jutro wyjazd do Paryża. - zatrzymał się przed moim biurkiem. Co? - Będziemy tam pięć dni. Negocjacje i takie tam. Ubierz się seksownie. 
- Nie mam z kim zostawić dzieci Olivera. - powiedziałam chłodno. - On też jest we Francji i nie ma się kto nimi zająć. 
- Zadzwoń do mamuśki Wood'a. - podsunął. 
- Nie mam numeru. 
- Księga telefoniczna.
- Nie chcę jechać. 
- Ale musisz. 
- Czemu?
- Dlaczego nie chcesz?
- Bo dla ciebie kobiety to suki, szefie. 
- Tylko moja była. 
- Tsaa...
- Powodzenia. Jutro będę w twoim mieszkaniu o dziewiątej. Zrób sobie wolne. Znaj mą łaskę, Granger. 



piątek, 5 grudnia 2014

PROLOG

              Tyle rzeczy wydarzyło się te lata po wielkiej bitwie na błoniach Hogwartu i w jego sercu.
Harry rozstał się z Ginny w pokoju i każde z nich związało się z kimś innym; Ginny przygotowuje się do ślubu z Blaise'm Zabinim, a Harry wraz z Cho wzięli ślub dwa lata temu i mają cudowną i piękną córeczkę, Olivię Lily. Ron rzadko kiedy się pojawia u swojej rodziny i przyjaciół, bo woli po pracy nachlać się jak świnia i spać w Dziurawym Kotle. Jak to Ron.  Odrzuciłam go i próbował się idiota powiesić! Kiedy się przebudził w św. Mungu, pieprznęłam go w ten pusty baniak i rozpłakałam się. To było dokładnie pięć lat temu, chwilę po upadku Voldzia.
     Teraz jestem z Oliverem Woodem i zajmuję się głównie w domu jego dzieciakami; Leonem i Nathalią, bo ich matka siedzi sobie na dupie w Belgii, a on gra w tę durną grę. Jestem jego służącą, dziwką na zawołanie i opiekunką do tych nieznośnych bachorów. Taki już mój los u boku sławnego Wood'a.
     Nie nawidzę również mojego szefa, Malfoy'a Ten debil dostał ciepłą posadkę w Ministerstwie rok po odbudowaniu zamku zniszczonego przez najazdy Voldzia i jego popierdolonych popleczników. Kiedy zapytałam się co Kingsley'owi odbiło, odpowiedział że " To za zasługi dla Zakonu Feniksa. On jest świetny, Hermiono, nie masz na co narzekać. Znaczy chyba. "
Oj, Royal, mam na co narzekać!
Zapraszam na moją historię